WYSTAWA „ZOBACZYĆ TŁUMACZA”

 

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego ludzie chcą studiować filologię?

Z jakiego powodu na te kierunki ciągle zwiększa się ilość chętnych? Po co studiować języki, skoro można iść na kurs i zrobić dokładnie to samo w o wiele krótszym czasie? Na te i inne powiązane z tematem pytania znajduję odpowiedź każdego dnia, studiując (już drugi rok) filologię włoską. Nie muszę Wam mówić, że jest ciężko, bo przecież na każdym kierunku są momenty gorsze i lepsze. Nie powinno się więc ich porównywać. Co jednak kryje się w głowie przyszłego filologa? Kiedy zaczyna się takie studia wcale nie myśli się o zostaniu tłumaczem, nie wyobraża się też wielkiej kariery naukowej czy przełomowych badań nad tworzywem. Większość decyduje się na ten kierunek poprzez miłość do języka. Tak, rozczarowałam Was? Niestety to jest aż (i tylko) takie proste. Sentyment do języka, zainteresowanie kulturą, przyjaciele z innych krajów – to wszystko popycha nas do takich decyzji.

Filologia to jednak nie tylko nauka języka, klepanie gramatyki, ćwiczenie mówienia, słuchania, czytania i tak w kółko do końca Twoich dni. Tym różni się kurs języka od studiów filologicznych, które, jak się potem okazuje, są po części także kulturowe. Filolog nie tylko perfekcyjnie zna język, ale także kulturę, a co za tym idzie historię, sytuację w jakiej państwo się znajduje, zachowanie ludzi. Jaki jest więc cel stawiany przed przyszłymi absolwentami tego kierunku? Musisz poczuć, że znasz ten kraj i jego język tak dobrze jak swój własny. W porządku, ale po co? Przecież żeby tłumaczyć książki, nie musisz wiedzieć, że Włosi na śniadanie nie jedzą jajecznicy, tylko piją kawę w przydrożnym barze. Ale jeżeli zdajesz sobie sprawę jak ważny jest dla nich ten codzienny rytuał to będziesz potrafił oddać to w zdaniu w taki sposób jak rodowity Włoch. Banalne? Zgaduję, że znowu Was rozczarowałam. Chyba taki już mój urok.

Jednak ja sama nie od początku wiązałam swoją przyszłość z tłumaczeniem książek i wierszy w zaciszu domowym, przy kawie, wśród rodziny. Wydawało mi się to absolutnie niewyjątkowe, nieatrakcyjne. Uczono mnie jak ciężka jest sztuka przekładu, ile trzeba się napracować by uzyskać choć cień ekwiwalencji, a potem zdecydowano pokazać nam jak to naprawdę wygląda, nie za pomocą słów, najlepszych przyjaciół tłumacza, ale za pomocą fotografii. Od 13.11 do 22.12 w Artotece Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Krakowie przy ul. Rajskiej można zobaczyć wystawę gdańskiej fotografki – Renaty Dąbrowskiej pt:” Zobaczyć tłumacza”. Kolekcja ta nie składa się z wielu zdjęć, pojedyncze obrazy na pierwszy rzut oka są zwyczajne do bólu. Można by koło nich przejść i ich nie zauważyć. Przedstawiają normalnych ludzi, siedzących przy biurkach, zawalonych papierami, starsze osoby, w których okularach odbija się ekran komputera. Nic ciekawego. Ale gdybyś jednak usiadł, tylko na momencik i spojrzał na te zdjęcia… uświadomiłbyś sobie, że ten Pan, pochylony nad książką to Piotr Cholewa, dzięki któremu mogłeś przez te wszystkie lata czytać dzieła Terry’iego Pratchetta. Właśnie on sprawił, że ta opowieść stała się twoją
ulubioną książką. Dlaczego jednak przekład to aż taka wyjątkowa praca? Ponieważ tłumacz tworzy tę historię dla Ciebie niemal na nowo, ma bazę, od której musi zacząć, ale przede wszystkim wkłada książkę w nasze, polskie ramy kulturowe, stara się zmieścić ją w twoje granice zrozumienia. Czyni ją polską nie tylko ze względu na język, ale także ze względu na kulturę.

Wystawa ta pokazuję ludziom jak prywatne życie tłumacza płynnie przechodzi w jego pracę. Można by powiedzieć, że granica między tymi sferami niemal nie istnieje. Właśnie to autorka fotografii chciała nam pokazać, naturalność, zwykłość w niezwykłości. Jednak żeby dostrzec tę wyjątkowość musisz na chwilę przystanąć, użyć wyobraźni, musisz się postarać.

Ja sama serdecznie polecam tę wystawę wszystkim, a zwłaszcza tym, którzy studiują jakąkolwiek filologię. Pozwoliła mi bowiem nieco rozszerzyć horyzont, zrozumieć, że mój (być może) przyszły zawód to nie tylko tłumacz, ale aż artysta.

Marta Ptak

Post Author: Denis