W piątek, 7 grudnia 2018 roku, w Klubie Studio rozpoczął się festiwal Synestezje. Muzyka Plastyka Słowo. Oprócz czterech wystaw, które można było zobaczyć przez cały weekend, miał się odbyć również koncert trzech zespołów klasyfikowanych jako polska alternatywa: Sonbird, Skubas oraz Mikromusic.
I właśnie o tym koncercie, a raczej koncertach przeczytacie w tej relacji.
Pierwszym, co mnie zaskoczyło po wejściu do klubu, to fakt, że wszyscy kręcili się w holu, obok baru. Naprzeciwko wejścia była mała scena, na której siedzieli ludzie. Czułam się odrobinę zagubiona, jako że było to pierwsze wydarzenie w Klubie Studio, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Na szczęście, chwilę po godzinie 19 otworzyła się brama i odsłoniła salę koncertową, ze sceną zastawioną instrumentami oraz salą z… poustawianymi krzesłami. Byłam zaskoczona, bo myślałam, że koncert odbędzie się raczej na stojąco, ale też ucieszyłam się z prostego powodu – krzesła eliminują zjawisko tłoku, przepychanek i dostawania z łokcia w żebra (a takie rzeczy mi też się już przydarzały). Zajęłam miejsce w trzecim rzędzie, więc widziałam dokładnie scenę i czekałam.
Najpierw na scenie pojawił się zespół Sonbird, co spotkało się z dużym entuzjazmem publiczności. Kwartet z Żywca od razu pobudził wszystkich swoją muzyką – ja osobiście żałowałam na ich występie, że krzesła w pewien sposób nas ograniczają. To jednak w żaden sposób nie przeszkodziło chłopakom w zbudowaniu fantastycznej i energetycznej atmosfery. Na pewno pomógł w tym kontakt z publicznością: gdy Dawid Mędrzak zaczynał do nas mówić, dało się odczuć, że nie są to “celebryci”, lecz czwórka chłopaków, którzy przyjechali dobrze się bawić. To było widać też podczas występów, kiedy to cały skład zespołu szalał w chwilach, w których mogli to zrobić, bez szwanku dla muzyki. Jeśli zaś chodzi o ich twórczość, oprócz wydanych już singli, takich, jak “Hel”, “Ląd”, czy “Głodny”, zaprezentowali nam również utwory z ich nadchodzącego debiutanckiego albumu, który został zapowiedziany na styczeń, jak np. “Wtorek”. Nie zabrakło też coveru piosenki “Jezioro szczęścia” Bajmu, którym to zwyciężyli podczas Festiwalu Supportów. Jedynym minusem tego wystąpienia był fakt, że chłopcy nie wrócili na bis, mimo że publiczność dzielnie ich wołała. Rozumiemy jednak, że takie są realia festiwali.
Po chwili na przygotowanie sceny, swój występ rozpoczął Skubas. Utwory wykonał w wersji akustycznej, co, jak sam to określił, nadało temu występowi charakter ulicznego grania. Bardzo podobała mi się atmosfera, która zmieniała się co chwilę za sprawą doboru utworów, jak również anegdotek opowiadanych przez Skubasa. Z największym entuzjazmem została przyjęta ta o mieszkaniu na osiedlu Dywizjonu 303, szczególnie przez mieszkańców tamtej okolicy, których, jak się okazało, było całkiem sporo. Podczas koncertu czarowały nas utwory takie, jak “Nie Pytaj”, czy wzruszająca “Kołysanka”, która w połączeniu z historią o tym, że została napisana dla nienarodzonego wtedy dziecka Skubasa, ścisnęła mi gardło. Usłyszeliśmy również bardziej energetyczne “Więcej Nieba” oraz skłaniające do refleksji “Wilczełyko”. Na koniec występu do zespołu dołączyła Natalia Grosiak, z którą wykonali debiutancki hit “Nie mam dla Ciebie miłości”, czym wprowadzili melancholijną atmosferę. Została ona jednak przełamana bardziej rytmicznym “Linoskoczkiem”, z który wrócili na bis. Co prawda część publiczności już wyszła, nie spodziewając się bisu, tak jak podczas wcześniejszego występu, jednak Ci, którzy pozostali, doskonale bawili się i pożegnali zespół ogromnymi brawami.
I wreszcie nadszedł moment, na który czekała większość zgromadzonych, czyli występ Mikromusic, również w wydaniu akustycznym. Atmosfera panująca podczas ich koncertu była podobna do tej z poprzedniego występu – podczas utworów wszyscy przenosili się w inny, odległy i magiczny świat, po to, aby wrócić do rzeczywistości w przerwach, by wysłuchać różnych anegdotek z życia zespołu oraz dowcipnych zapowiedzi kolejnych kawałków. Przyznam szczerze, że było to dla mnie wyjątkowe doświadczenie – te dwa światy w pewien sposób do siebie nie pasowały, jednak podczas tego koncertu nie dało się tego niedopasowania odczuć. Publiczność popadała w zamyślenie podczas wykonań “Na krzywy ryj”, “Synu”, czy “Dom”, bawiła się podczas utworów “Takiego chłopaka” i “Piękny chłop”. Usłyszeliśmy także “Bezwładnie”, do wykonania którego na scenę został zaproszony Skubas, czego można było domyślić się po podobnym zabiegu podczas poprzedniego występu. Prawdziwy szał i ogólne poruszenie nastąpiło dopiero, gdy rozpoczął się ostatni utwór – “Tak Mi Się Nie Chce”. Dawno nie słyszałam już, żeby wszyscy śpiewali tak głośno, że wokalistka nie musiała śpiewać ani słowa. Nastrój szybko mi się udzielił i z uśmiechem na ustach dołączyłam do wspólnego śpiewu, co zdarza mi się naprawdę rzadko. Podobnie było z utworem na bis, którym była “Niemiłość”. Również w tym przypadku widownia doskonale poradziła sobie z refrenem, tak, że Natalia nie musiała zbyt wiele robić. Tym sposobem zakończył się koncert Synestezje. Subtelnie.
Muszę powiedzieć, że byłam pod dużym wrażeniem, choć może należy tutaj użyć słowa, które padało, kiedy opowiadałam o swoich wrażeniach moim znajomym – zachwycona. Był to mój pierwszy koncert tych trzech zespołów, ale już wiem, że nie ostatni. Podczas występów znalazłam wszystko to, czego szukam na takich wydarzeniach: energię, radość, wzruszenie, zadumę, śmiech, głośny śpiew, krótko mówiąc pełne spektrum emocji.
A jeśli ktokolwiek zastanawia się, czy warto, to odpowiadam, że tak. Idźcie na ich koncerty i zakochajcie się tak, jak ja się zakochałam. Ani chwili tego nie pożałujecie.
P.S. Ach, zapomniałabym! Po zakończeniu wszystkie zespoły pojawiły się w holu przy barze, by porozmawiać z chętnymi. Niestety, nie trwało to zbyt długo, gdyż zamykano klub, jednak uważam, że to bardzo miło z ich strony. To kolejny powód, żeby zawitać na ich koncerty, póki jeszcze istnieje taka możliwość.