Dane PKW z ostatnich, majowych, wyborów nie pozostawiają złudzeń. Osoby w wieku studenckim mają za “niepotrzebny obowiązek” uczestniczyć w wyborach powszechnych.
26 maja w Krakowie było około 22 stopni Celsjusza. Wydawało się, że to dobra pogoda na spacer do Komisji Wyborczej i oddanie głosu. Nic bardziej mylnego. W grupie wiekowej 18-29 lat, PKW podało frekfencję na poziomie 27%. Nie jest to trend odkrywczy, ale obrazowo spójrzmy na sprawę.
Jeśli porównamy wybory powszechne do tortu, zauważymy że wszyscy uprawnieni i zaproszeni na narodowe świętowanie demokracji, mają zapewniony swój kawałek tortu. Ogłaszamy więc ze szczerą chęcią datę oraz listę gości specjalnych, którzy prawie wyskakują nam z lodówki. Są na billboardach, dostajemy ich twarze do ręki idąc przez przejście podziemne przy Galerii Krakowskiej. Krępują ramówki telewizyjne, a wyrwane z kontekstu słowa wywiadów bombardują nas w memach.
Nikt imiennego zaproszenia nie dostaje. Dorastamy w świadomości, że raz na jakiś czas są takie imprezy i czasem rodzicom się chce iść, czasem nie, a w realnym życiu przy spotkaniach rodzinnych każdy wujek ma rację najmojszą. Wiemy więc, że wybory, że idzie się głosować, i prawdopodobnie te statystyki są przełamywane przez osoby, które dostawszy do ręki dowód osobisty dumnie idą na pełnych warunkach “zaiksować kartę”. Przypomnijmy sobie, ilu z nas z dumą i ledwie wyrobionym dowodem biegło na świętowanie demokracji. A jak jest dziś?
Wiadomą sprawą, którą trzeba ująć w naszym przyjęciu jest fakt, że 25 maja, nawet jeśli chcieliśmy zagłosować poza miejscem zamieszkania to nie było na to szans bez wcześniejszego przygotowania. No właśnie, przygotowania. Czy poza wyrobieniem sobie możliwości oddania głosu poza miejscem zameldowania, trzeba się do tej imprezy przygotować? No niby nie, idzie się do Komisji Wyborczej X, bierze się długopis, zaznacza kandydata i można narzekać przez kolejnych kilka lat jakże to nie jest źle. Obowiązek spełniony, karta wrzucona.
Wracając jednak do naszej metafory tortu. Mamy jeden kawałek dla siebie. Problem pojawia się w momencie, kiedy trzeba zdecydować jak go zjemy, jak będzie smakował, czy wolimy taki z lukrem czy masą kakaową. Może kawowy? Taki na pobudzenie? Będzie koloru tęczy czy raczej brunatny? Wybory są niejawne, pewnie jakiś czas temu na Wiedzy o Społeczeństwie kazano Wam przynosić i czytać taką małą książeczkę o tytule Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej. To dzięki niej mamy wybory, dzięki niej wybieramy kolory naszego tortu, dzięki niej każdy ma zaproszenie.
Wróćmy do samej uroczystości. Jest kilka typów, i zależą jedynie od długości trwania stanu, nazwijmy to “kaca obywatelskiego”. Nie wszystkie imprezy gwarantują tej samej długości kaca. Obiecuję, że to ostatni truizm. Jeśli jednak pociągniemy naszą metaforę dalej, musimy mieć świadomość, że po uroczystości, ¾ tortu wyborców w przedziale wiekowym 18-29 lat zostało zamkniętych razem z kawałkami tortów których nie zjedli. Trzeba pójść dalej, nie mają żadnej (na własne życzenie) sprawczości, z czym zostaniemy na okres do kolejnego świętowania.
Skoro już pojawiają się lamenty, bo oni źli, a tamci najgorsi, to nie dziwię się komentującym. Również preferując masę truskawkową pogardziłbym zamknięty z tortem groszkowym. Sami jednak na siebie(i innych) wydaliśmy wyrok. Trzy ćwiartki zaproszonych w ostatnie święto pękły. Zostaną z nielubianymi kawałkami tortu przez kolejne pięć lat, na swoje własne życzenie. I nie trzeba im żałować, trzeba uświadomić, że był to tylko i wyłączenie ich wybór. Niezjedzony tort będzie się psuł, opary tej stęchlizny powdychamy sobie wszyscy razem na pięć długich lat.
Co mamy począć z tymi, którzy mają milion wymówek i czterysta przeszkód po drodze żeby zjeść to, co nie będzie się nam wszystkim psuło? Nie wybierzemy za nich kawałków ciasta, nie zmusimy by poszli na kolejne święta, nie mamy prawa ich z tego rozliczać. Mamy te same prawa. Trzeba rozmawiać – tylko tyle i aż tyle.
Skąd nasza niechęć do rozmów o polityce? Dlaczego nie mamy oporów dzielić się czasem bardzo dziwnymi i stawiającymi nas w złym świetle opowieściami, a nie rozmawiamy o naszych poglądach? Czy trzeba je nazywać? Nie, jest gorzej. Trzeba je wyrobić, i nie oznacza to oglądania każdej debaty politycznej, analizowania socjologicznych wniosków z poszczególnych grup wiekowych, czytania kreujących odrębne rzeczywistości portali internetowych. Trzeba natomiast, zastanowić się, w co wierzymy, czego chcemy. Zamknąć oczy na pięć minut i być sam na sam ze sobą. To niełatwe w kulturze pośpiechu. Ze swojej strony napiszę, że warte każdych pierwszych i kolejnych pięciu minut.
Jeśli chcemy obrać inną drogę do wyrobienia sobie poglądów, to warto oprzeć się na autorytetach. Każdy mało rozgarnięty i początkujący polityczny strateg, chcąc zagarnąć czyjąś uwagę, zrówna z ziemią autorytety strony przeciwnej w pierwszej kolejności. Najlepiej te, które od kilku lat siedzą cztery metry pod ziemią i nie ma ryzyka konfrontacji. Gdybym jednak chciał deptać autorytet kogoś żyjącego, zacząłbym od wyciągania czarnych kart z jego historii. Brzmi znajomo?
Komu mamy więc zaufać, jeśli autorytety, nawet potrafiące mówić, da się obalić? Otóż swojej prywatnej wizji jutra, czytaniu tego, co publikują na papierze ludzie którym ufamy, zderzenie tych wizji i wybranie najbardziej akceptowalnej.
Dlaczego idąc do popularnej sieciówki czujemy się ważnymi klientami? Przecież nawet, jeśli odnotujemy się w świadomości właścicieli to jako statystyczny promil sprzedaży. Co innego, jeśli będziemy niezadowoleni. Posłużę się przykładem. Idziemy spotkać się ze znajomymi do popularnej sieciówki która słynie z kawy. Jako trzy osoby zamawiające kawę, w skali dziennego utargu takiego punktu nie istniejemy. Zamawiamy kawę osobno – kolega X dostaje ją po trzech minutach, koleżanka Y po pięciu. Ty czekasz, cierpliwie. W momencie, kiedy twoi znajomi po piętnastu minutach dopijając kawę pytają gdzie idziecie dalej, a ty wciąż nie dostałeś swojej – budzi się social mediowy demon. Wchodzisz na fejsa i dajesz im lekcję obsługi robiąc zdjęcie paragonowi. Zadowoli cię zniżka, przeprosiny, zwrot płatności i następnym razem i tak tam pójdziecie, bo przecież lubicie to miejsce.
Wybory to inna bajka, tam zarządza się kapitałem równie zręcznie co na giełdzie – to osobny temat, ale nie wierzcie w nagłe zmiany poglądów. To każdej ze stron przyniesie profit. Czy od razu, czy z czasem – przed podjęciem takiej decyzji, jestem przekonany, że zostało to odpowiednio oszacowane.
Poświęć swój czas – nie dla mnie, nie dla rodziców, nie dla znajomych, nie dla wykładowców, nie dla idei, nie dla badania płaskiej ziemi – dla siebie. Dla poszanowania twoich planów, ambicji, pracy, przyszłości. “Jutro” wybierasz na takich metaforycznych świętach z tortem, czy ci się to podoba czy nie. Możesz dać wybrać innym za ciebie, masz takie prawo. Masz też prawo uszanować postawienie na szali całego swojego życia pokoleń wciąż żyjących i oddać głos w swoim niezależnym imieniu. Dla swojej wizji jutra. Wszyscy, jak to czytamy, mamy wobec przyszłych i przeszłych pokoleń dług.
Autor tekstu: Antydekadencki